niedziela, 29 czerwca 2014

2. I couldn't look forward to kill you, so why all i want now, is save your life?

2. I couldn't look forward to kill you, so why all i want now, is save your life?

                                                                    ***
Drogi Pamiętniku,
Stefan nie przyszedł. Choć Damon go błagał, nie mógł się zgodzić, Klaus mu nie pozwolił. 
Jak ja go nienawidzę. Zniszczył mi życie, zabił ciotkę, a ja umieram przez Niego. I nie pozwolił jechać Stefanowi, by się ze mną pożegnał. 
                                              ***

Co jest ze mną? Pisałam o Klausie? Zatrzasnęłam strony notatnika, który tak długo nazywałam "Swoim najwierniejszym przyjacielem" i z powrotem przekręciłam się na drugi bok na łóżku. Damon przeniósł mnie do pensjonatu, gdzie są większe okna. Ale jaki to miało sens? Po prostu wolał się mną opiekować u siebie, gdzie miał do mnie bliżej. Ostatnimi czasy uwielbiałam patrzeć na świat. " Człowiek docenia wszystko, dopiero, gdy to straci." - Przypomniałam sobie słowa mamy. Tak, to prawda. Nie doceniałam tego, jak wspaniale było chodzić po rozgrzanym chodniku, czuć słońce na twarzy, być blisko Stefana...
Moje rozmyślania przerwała postać wchodząca z hukiem do pokoju.
Ubrany w kolorystyce moich myśli, przysiadł na krześle tuż obok łóżka.
-Wynocha. - Wypaliłam. Kąciki ust uniosły się w sarkastycznym uśmieszku, tak bardzo charakterystycznym dla jego osoby.
-Mi również miło Cię widzieć, kochanie. - Powiedział Klaus, a na ostatnie jego słowa prychnęłam, odwracając się w jego stronę.
-Po co tu jesteś? - spytałam, zwracając uwagę na twarz pierwotnego. Był niesamowicie 
przystojny. 
-Cóż, zanim Twój ukochany Stefan się z Tobą zobaczy, musi coś zjeść. Damon go pilnuje, by nikogo nie zabił, a ja... 
Nie zwracałam uwagi, na resztę zdania, bo mój mózg zatrzymał się na jednej, ważnej informacji.
-Stefan... jest tutaj? - wyszeptałam z podnieceniem. Klaus, widząc mój entuzjazm, od razu powiedział:
-Nie ciesz się od razu, być może go nie zobaczysz, patrząc na twój stan... - niemal nie zauważalnie westchnął i upił łyk z butelki bourbon'u którą przyniósł.
-Nie w humorze? - pytając, podniosłam się na łokciach. Wyglądał na... rozżalonego.
-Dziwisz się?
-Ostatni raz gdy Cię widziałam, tryskałeś szczęściem.-Odpowiedziałam przykrywając się kołdrą. - Wiesz... wtedy, kiedy zabiłeś mnie i Jennę, by stworzyć te cholerne hybrydy.
Na moje słowa się zaśmiał. Ale był to raczej zrezygnowany śmiech.
-Hybrydy. -Mruknął. - Niewypał, jakich mało.
-Czyżby plan wielkiego Klau... - nie zdążyłam dokończyć zdania, bo wstał i pochylił się nade mną .
-Nie ruszaj się. -Wyszeptał. Powoli odkrył kołdrę z mojego lewego ramienia i dotknął miejsca gdzie mnie ugryzł. Drgnęłam, zaskoczona.
-Wiesz, na co umierasz? - spytał patrząc mi w oczy.
I to spojrzenie pochłaniało mnie od środka.
Czy kiedykolwiek jechaliście kolejką górską? To spojrzenie przypominało mi moment w którym siedzimy do góry nogami. Śmiertelnie się bałam, ale cholernie mi się to podobało.
Więc z trudem przerwałam ten ciąg satysfakcji i odpowiedziałam bezgłośne "Nie", bowiem nie miałam już siły mówić. Koniec był blisko. Śmierć otaczała obydwie istoty z tego pomieszczenia.
-A ja mam pewne przypuszczenia... - nie słyszałam dalszych słów. Zrobiło się zimno, choć przyjemnie w duchu. Odpływałam.
Poczułam że ktoś podnosi mnie do pozycji siedzącej i opiera o klatkę piersiową.
-Pij. - Usłyszałam w momencie gdy do mojego gardła spłynęła gorąca, słodka ciecz.
Trwało to chwilę, lecz potem opadłam w objęcia Morfeusza i nie przejmowałam się już bolesnym ukłuciem na szyi...
                                                         ***
Obudziłam się przez promienie słońca tańczące na mej twarzy. "Tak właśnie wygląda raj?" - spytałam sama siebie przed otworzeniem oczu. Ale to nie był raj. Nikt w raju nie mógłby się kłócić, a wyraźnie słyszałam podniesione głosy dochodzące z salonu.

                                                                        ***
Damon był wściekły. Widziałam to dokładnie, choć stał do mnie tyłem. Postanowiłam się zbytnio nie wychylać, co się później okazało, było trafnym wyborem.
- CO JĄ URATOWAŁO ? - wykrzyczał, roztrzaskując kolejne krzesło. "Biedny mebel" - pomyślałam.
- DAMON, USPOKÓJ SIĘ! - Krzyczał Stefan. Od razu rozpoznałam w nim zmianę, oraz to, co ją spowodowało.
Ludzka krew.
Musiałam uważać, bo przede mną znajdowało się trzech krwiopijców, wyczulonych na każdy ruch ofiary.
Na mój ruch.
Opamiętałam się, i zaczęłam szukać Klausa. Siedział na kanapie, popijając ten sam Bourbon i śmiejąc się z kawałków drewna latających po pokoju.
"Idiota." - Przeleciało mi przez myśl. Hybryda, jakby mi czytał w głowie,obejrzał się za siebie.
Przeklnęłam w duchu i schowałam się za kredens. Czułam jego palące spojrzenie na sobie do czasu gdy przemówił odrzucając starszego Salvatore daleko do tyłu.
-Otóż, - zaczął spokojnym i cichym głosem - Elena jest sobowtórem. Istnieje teoria, która potwierdziła się parę godzin temu, że sobowtór reaguje na jad wilkołaczy podobnie jak wampir, tylko umiera dłużej i mniej... boleśnie. W czasie rytuału, ugryzłem ją, co spowodowało rozpoczęcie krążenia jadu w organizmie. Jej śmierć to przypieczętowała.
-Co masz na myśli mówiąc: przypieczętowała? - Spytał Damon wstając i otrzepując ubranie, wzniecając tym samym tumany kurzu. Czułam, że zaraz zacznę kaszleć i się wyda.
-Że nie ważne ile razy bym ją uzdrowił, ten jad ciągle będzie w niej i będzie ją zabijać.
-odpowiedział. 
Cisza była nie do zniesienia. Czułam się na siłach by wstać, chodzić, śmiać się. Ale i tak to nie potrwa długo.
-Nie może się dowiedzieć. - Wyszeptał Stefan. - Straci wolę walki...
"Boję się że już za późno" - pomyślałam.
-Nie tylko ty. - Usłyszałam donośny głos Klausa. - Eleno, przyjdź proszę. Może tylko ja się zorientowałem że nas podsłuchujesz, ale to mimo wszystko nie kulturalne.
Zrezygnowana wyszłam z mojej kryjówki. Spojrzałam na Stefana. Mimo wszystko, nie było nam dane być razem.
-Przepraszam. - Wyszeptałam i dotknęłam mojej szyi, gdzie poczułam ukąszenie Klausa.
Po czym osunęłam się na posadzkę.

                             ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Rozdział 1 za mną. Więcej Steleny, niż Kleny, ale jakoś to przeżyję. 
Usprawiedliwienie: Nie shipuję zbytnio tej pary, ale chciałam napisać coś innego niż Delena, czy Klaroline.

sobota, 28 czerwca 2014

                                             Prolog

                         

Małe wprowadzenie: pierwszy odcinek trzeciego sezonu.

                                                                      ***
Drogi Pamiętniku,
Od czasu rytuału jestem coraz słabsza. Nie wiem, czy doczekam osiemnastych urodzin. Moi przyjaciele twierdzą, bym się nie załamywała, ale mi już brakuje wiary. Na spokojnie rozmawiałam z każdym z nich, żegnałam się. Myślę, że pogodzili się z tym, że umieram . Bonnie wyjechała, by poszukać czegoś w księgach Uniwersytetu w Dalcrest, a Alaric jej w tym pomaga. Ale doskonałe wiem, że mi nie pomogą. Nic mi nie pomorze. Chociaż żałuję. Żałuję że nie zdołam ostatni raz dotknąć ust mojego ukochanego.
Że nie powiem mu jak bardzo przepraszam, za moją samolubność. Jestem tak cholernie samolubna, że umieram. Że zostawiam go, w momencie w którym mnie najbardziej potrzebuje.

                                                                      ***
Odłożyłam długopis. Nie miałam dłużej siły pisać o Stefanie, nie teraz. Nie mogłam. Za bardzo go kochałam, by pogodzić się z myślą że go już nie zobaczę, a miałam coraz mniej czasu.
Z westchnięciem opadłam na łóżko. Umysłem wróciłam do pamiętnej rozmowy z Damonem. 

- Eleno! Nie przestanę szukać rozwiązania! Nie możesz umrzeć, musisz żyć! - krzyczał Damon. Po chwili przysiadł na moim łóżku, ujął moją rękę w dłonie i położył na swej klatce piersiowej tak, bym mogła czuć bijące serce. - Czujesz ? - Spytał.
Kiwnęłam głową i spuściłam wzrok. Wiedziałam, że tak to przyjmie. Że nie zgodzi się, bym odpuściła. Bez walki. Ale ja... już przegrałam. Nie miałam siły by przeciwstawiać się kosie śmierci. Już nie...
-To serce, bije tylko dla Ciebie. Walcz. Eleno, masz dla kogo żyć. - mówił, a jego głos się łamał. - Proszę, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj.
Widziałam łzy. Łzy Damona. On nie płakał. Nigdy. Choćby nie wiem, jak bardzo coś go zraniło, nie płakał.
Jedna, pojedyncza łza spłynęła mu z policzka, wprost do moich ust. Słonawy posmak obudził w moim sercu nadzieję. Że może jeszcze stanę na własnych nogach, rozkoszując się życiem i promieniami słońca na mojej twarzy. Ale życie bolało. 
-Damon, spójrz na mnie. - Poprosiłam szeptem. - Wiesz, co robisz, trzymając mnie na Ziemi? 
Mina Wampira wyrażała tylko pytanie i niemą prośbę. Musiałam mu to powiedzieć, by dał mi odejść. Bym mogła odejść z czystym sumieniem, że załatwiłam niedokończone sprawy.
-Sprawiasz - połknęłam ślinę. - Że cierpię. Walka ze śmiercią wykańcza mnie bardziej, niż nieme czekanie na nią. Naprawdę nie chcę umierać. Ale zrozum, nie mam już siły. Próbowałam, naprawdę. Ale...
- Ale, nie możesz dalej nas wszystkich oszukiwać, że przeżyjesz. Rozumiem. Ale Eleno...
- Ty mnie kochasz - tym razem to ja mu przerwałam. - Rozumiem.
Między nami zawisła cisza. Szukał jakiś słów by mnie pocieszyć, ale nie mógł. Też ich nie znalazłam.
- Jest nadzieja. Bonnie i Alaric jadą do Dalcrest szukają czegoś w książkach.
- Nawet, jeśli tam coś jest, nie sądzę, żeby znaleźli to na czas.- Spojrzałam mu w oczy, w te jego lodowate tęczówki, i spytałam:
- Mogę Cię o coś poprosić?
- O wszystko.
- Znajdź Stefana, i powiedz mu, że chciałabym się z nim pożegnać, bo nie zrobiłam tego wcześniej. Jeśli się nie zgodzi, powiedz, że umieram. Jeśli w tedy odmówi... - nie miałam siły dalej mówić. Bałam się że mój najczarniejszy scenariusz się ziści i więcej go nie zobaczę.
- Nie odmówi. Obiecuję. - Determinacja malowała się na twarzy Damona, a ja słyszałam tylko jedno słowo:
Obiecuję.

Z uśmiechem przymknęłam oczy. To był ostatni raz kiedy poczułam iskierkę nadziei.
Nadziei, która mimo wszystko Istniała. Była tam, w środku mojej duszy, czekając na rozpalenie w wielkie, huczące ognisko.