sobota, 28 lutego 2015

3. I'll cure you but i want something else.

Drogi Pamiętniku,
Umieram.  Jest to coś do czego zdążyłam się już przyzwyczaić. Klaus, jak to on, się nie zmienił i nie zacznie pomagać swoim wrogom. To nie tak...

                                            ***
Oderwałam długopis od kartki. Do mojego pokoju weszła Bonnie. Z jej twarzy i nierównym oddechu wyczytałam, że  się jej spieszyło dotrzeć tutaj.
- Siadaj. - Powiedziałam. Jednak nim zdążyłam dokończyć to słowo, twarz dziewczyny wykrzywił grymas bólu. Powoli opadła na podłogę. Za nią stał Damon.
-Witaj, Eleno. Kazałem się jej nie zbliżać, ale nie posłuchała. - Powiedział. Zbierała się we mnie równocześnie furia jak i nieporadność. Teraz trzeba  było pomóc czarownicy, a nie dusić wampira. 
Powoli wstałam i uklękłam obok przyjaciółki, czując zawroty głowy.
-Bonnie, wstawaj. - Opanowanymi ruchami przełożyłam ją na bok, by nie udusiła się własnymi płynami.
- Co jej zrobiłeś? - Spytałam, odważając się spojrzeć mu w oczy. Pałał dumą że ją skrzywdził. Przez to że kiedyś umierał, coś do niego poczułam. Sam to zniszczył, przez próbę dotarcia do Klausa. Nie że w jakiś sposób broniłam hybrydę. No bo postawmy się na jego miejscu. "Jestem pierwotną hybrydą. Muszę zaspokajać własne żądze, a nie przychodzić dwa razy dziennie do dziewczyny którą już zabiłem, więc nie jest mi już potrzebna." Ja go po prostu rozumiem. W jakiś sposób. Na pewno. 
-Eleno.- Cichutki głos Bonnie przywrócił mnie na ziemię. Mój wzrok padł na twarz dziewczyny. Mówiła z trudem. W dalszym ciągu nie wiedziałam, co starszy Salvatore jej zrobił, więc nie mogłam pomóc. Usta mulatki poruszyła się, cicho szeptała.
Zaklęcie.
W jednym momencie nabrała kolorów, miała siłę by wstać. Ja natomiast jej nie miałam. Położyłam się na podłodze koło łóżka i cicho westchnęłam.
-Czy nie mogłaś powiedzieć, że moja pomoc jest zbędna? - Mówiłam z przekąsem, choć śmiejąc się w duchu.
-Widzę, że moja obecność jest zbędna - stwierdził Damon uporczywie wpatrując się w moją twarz. 
-Owszem - skwitowałam. - Do widzenia. - Dokończyłam niemal radosnym tonem, wpełzając z powrotem na łóżko.
Bonnie stanęła obok mnie dysząc cieżko, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, nabierając powietrza. Wodziła za Damonem wzrokiem, aż upewniła się że nie będzie nas podsłuchiwał i wypaliła na jednym tchu :
ElenopotrzebujetwojejkrwiimuszęuratowaćTyleraKlausjestwszkole...
-Zwolnij bo zaraz zemdlejesz. - Rzuciłam szybko, by jej przerwać. - Czekaj, Klaus w szkole? A co ma moja krew do ratowania Tylera? - Nic nie rozumiałam.
-Klaus przemienił Tylera. - Stłumiłam krzyk. - Powiedział że zwykła krew nie dokończy jego przemiany. Pomyślałam, że twoja krew... no bo... no wiesz... rytuał...
-Pieprzony rytuał! -krzyknęłam - Damon!!!
Zjawił się po paru sekundach. Spojrzałam na niego błagalnie, chciałam by zrozumiał. Westchnął. 
-Gdzie cię zawieść?
                                      ...
-A więc chcesz narazić swoje życie dla nic nie znaczącego życia Tylera?
- To nie jest nic nie znaczące życie tylko dlatego że nie jest moje! -krzyknęłam.
-Dobrze, spokojnie. - Powiedział Damon.
-Poza tym chcę uratować moje życie, a nie je zniszczyć. Zaufaj mi, mam plan.
-Oczywiście że masz plan. Jak zawsze. 
                                        ...
-Myślałem że przyniesiecie mi fiolkę, ale cały zbiornik też może być. 
-Klaus...
-Cicho Stefan. 
Patrzyłam na tą scenę z rozbawieniem. Damon Bonnie i Caroline omawiali się za moją stroną próbując coś wynegocjować. Nie wiedziałam nawet co, ale widocznie mnie nie potrzebowali by handlować moją krwią. Z drugiej strony opozycji stali Klaus i Stefan oraz jakaś blondynka, której zupełnie nie kojarzyłam.
- Przepraszam. - Wtrąciłam szybko, kiedy między nimi powstała złowroga cisza. - Ale sądzę że mogę coś powiedzieć. 
Damon odwrócił się powoli z wyrazem twarzy jakby miał powiedzieć "Chyba sobie żartujesz", ale nie zdążył, bo blondynka go uprzedziła.
- W sumie to dziwiło mnie czemu nie uczestniczysz w rozmowie. Rzeczywiście podobna do Tatii, Nik. - Z początku  nie wiedziałam do kogo mówiła, ale drogą eliminacji doszłam do tego, że musiała mówić do Klausa. - Choć oryginał był ładniejszy.
- Aucz. Zabolało. W każdym razie czekam tak i czekam aż wreszcie ktoś zda sobie sprawę z faktu że to moja krew, i sama chciałabym o niej decydować.
- Jakoś nie wyobrażam sobie was razem. Szczerze, Stefan.
- Rebekah, siostrzyczko, ucisz się. 
- Co nie zmienia faktu że chcę czegoś w zamian za moją krew. - Ucięłam temat. Ta dwójka mogłaby się sprzeczać w nieskończoność.
- Przypominam, że to nie mnie zależy na na ratowaniu wilczego przyjaciela. Jak dla mnie może tam sobie zdychać. Wasza decyzja. - Powiedział Klaus, po czym usiadł za biurkiem Alarica. Rozejrzałam się po klasie. W tej chwili nic nie przychodziło mi do głowy. Chociaż...
-Masz rację Klaus. - Powiedziałam. Pierwotny widocznie zainteresował się moimi słowami. - Zrobię co trzeba, żeby uratować Tylera. Tylko, i tu wstawiam pytanie, jak zdobędziesz krew, by przemienić kolejne wilkołaki? - spytałam, bębniąc paznokciami o blat ławki w której siedziałam.-Och, oczywiście możesz zabrać ją siłą, ale mogę się ukryć, a zanim mnie znajdziesz mogę zdechnąć gdzieś na obrzeżach wielkiego miasta w Europie. Klaus na chwilę spanikował, bo uświadomił sobie, że stracił przewagę, jaką do tej pory nad nami miał. Ten stan trwał jednak krótko, bo zaraz uśmiechnął się uśmiechem prawdziwego szatana.
-Eleno, skarbie, widzisz gdzieś Tylera? - spytał rozkładając szeroko ręce. - Nie martw się, ja też nie. W zamian za twoją krew mogę Cię do Niego zaprowadzić.
W jednej chwili uśmiech zszedł z mojej twarzy. Ukradkiem spojrzałam na Damona, on też uznał sprawę za przegraną. Z nie tęgą miną opadłam na oparcie krzesła.
-Zgadzam się. - Powiedziałam cicho. Wszyscy podnieśli głowy i spojrzeli na mnie. Rzuciłam im tylko bezgłośne "Jest okay". 
-Dam ci moją krew. Tylko zaprowadź mnie do niego.
-Świetnie. Rebekah, pilnuj by nikt stąd nie wyszedł. Idziesz ze mną ślicznotko. - Powiedział, po czym chwycił mnie brutalnie za ramię i wyprowadził na korytarz. 
-Teraz sobie pogadamy. - Jeszcze bardziej ścisnął moją rękę i kopniakiem zamknął drzwi od sali.
                                        .....................................................................
-Położyłaś dość duże zagniecenie na moich planach, kochanie. - Pierwotny, mimo że wiedział, iż jestem za słaba, żeby chodzić, i tak ciągnął mnie ze sobą zachowując dość dużą prędkość. - Sensem łamania klątwy i przemieniania się w hybrydę było tworzenie nowych hybryd. Ja jednak nie byłem w stanie tego zrobić.
Doszliśmy do zakrętu. Klaus odepchnął mnie od siebie, po czym szarpiąc za rękę przyciągnął, sprawiając mi jeszcze więcej bólu.
-A teraz mógłbym się założyć, że ma to coś wspólnego z faktem, że nadal oddychasz.
-Klaus, jeśli masz zamiar mnie zabić, po prostu to zrób! - powiedziałam, zaczynając kuleć na jedną nogę.
-Nie, do póki nie będę pewny, że mam rację.  - Mówiąc to, zamiast iść koło mnie zaczął iść przede mną, ale ciągle trzymał tak samo moją rękę, przez co syknęłam z bólu. Odwrócił się do mnie twarzą i uderzając w drzwi od sali gimnastycznej plecami, otworzył je. -Ale nie martw się, mam sposoby żebyś cierpiała. - Po tych słowach przyciągnął mnie do siebie, wolną ręką złapał za talię i niemalże przeniósł mnie ponad progiem, ale rzucił mną 
o podłogę.
-Przepraszam, skarbie, chciałem mocniej. 
-Czy ty w ogóle znasz moje imię? - Spytałam, biorąc parę oddechów między wyrazami.
-Oczywiście, że tak. Jesteś sławną Eleną, która słynie tylko z dwóch rzeczy. - Rzekł, kucając obok mnie.
-A oświecisz mnie jakie to rzeczy?
-Oczywiście. Pierwsza to wielka potrzeba chronienia wszystkiego i wszystkich. Niebywale głupie, tak moim zdaniem. A druga... No cóż myślałem że sama na to wpadniesz... Twój mały brak zdecydowania. Mam wyjaśniać dalej?
-Nie nie musisz. Za to ty też jesteś znany z dwóch rzeczy.
-Pierwsza to zapewne rzadko spotykana żądza mordu, a druga?
-Skłonność do niezwykle długich i wnerwiających wypowiedzi.
Na mój komentarz, Klaus uśmiechnął się wrogo i wstał, patrząc na jakiś punkt za mną.
I usłyszałam krzyk.